Początek roku szkolnego – czas naborów. W głowach drużynowych z roku na rok rodzą się coraz lepsze pomysły. Dzieciaki zainteresowane czymś – jak dla siebie – egzotycznym przychodzą na pierwszą zbiórkę. Dużo ich, super! No dobra, ale co dalej?
Co zrobić z „nowym narybkiem”, żeby dzieciaki chciały przyjść też na kolejną zbiórkę? I na tę za trzy tygodnie też? I żeby w przyszłym semestrze ciągle podobało im się harcerstwo? I żeby w wakacje pojechały na obóz? Dajemy kilka wskazówek, na co zwrócić uwagę tuż po naborze, żeby zwiększyć swoje szanse na trwały rozrost drużyny.
Drużynowym wydaje się, że pierwsza zbiórka po naborze to muszą być fajerwerki, jakich nigdy (no, od zeszłego naboru) nie było. Coś wyjątkowego w skali roku. Dobry byłby spływ Niagarą albo wspólne zdobycie Mount Everest bez tlenu, ale z braku funduszy drużynowi wymyślają nieco mniej karkołomne atrakcje. Czy to błąd? Nie, ale… jest pewne „ale”. Przygotowanie zbiórki, o jakiej nie śniło się filozo… Baden-Powellowi, to drastyczne podniesienie sobie poprzeczki. Oczywiście jeśli jakiś drużynowy jest w stanie na KAŻDEJ zbiórce zapewnić swoim harcerzom atrakcje nie z tej ziemi, to chwała mu za to, ale takich drużynowych jest niewiele. Kolejne zbiórki po prostu nie mogą znacząco odstawać jakością od tej pierwszej. Lepiej jest skupić się na przygotowaniu ciekawego programu na pierwszy miesiąc lub dwa – a potem działać już siłą rozpędu. Jeśli młody człowiek, ba, dzieciak, przyjdzie na drugą zbiórkę, bo na pierwszej było tak super-ekstra-cool, a tu będą na niego czekały pląsy i „Dym z jałowca”, to efekt będzie odwrotny do oczekiwanego.
Najlepiej poznawać się w środowisku naturalnym… A tak serio – biwak to świetna okazja do pokazania, jakie przygody przeżywają harcerze. Warto zorganizować wspólny wyjazd, na razie weekendowy, już w pierwszym lub drugim miesiącu po naborze. Pamiętajcie tylko, żeby nie przesadzić z puszczaństwem! Dzieci nigdy nie mające styczności z harcerstwem mogą bać się spania w namiocie, ciemności, zimnej wody i tysiąca innych rzeczy. I nie ma co się z tego śmiać.
Stasiu przyjdzie na pierwszą zbiórkę, jeśli przyjdzie też Jurek, Tadek, Adaś i Wojtek. No i Marlenka, choć nie przyzna się do tego wprost. Grupki koleżeńskie mają duży potencjał – jeśli na kolejną zbiórkę zdecyduje się jedna osoba, to przyjdzie też cała reszta. Warto na zbiórkach takie grupki zauważać, pozwolić im działać razem, nie rozdzielać na siłę.
Sprawa bardzo ważna, o której niektórzy drużynowi zapominają. A trzeba wiedzieć, że jeśli przekonają do siebie rodziców, no to połowa sukcesu za nimi. Nawet jeśli po pierwszych zbiórkach dziecko nie jest przekonane, czy harcerstwo to to, czego mu w życiu brakowało, przekonany rodzic wpłynie odpowiednio na swoją pociechę. Ważne, żeby dać rodzicom poczucie, że w drużynie jego dziecko będzie bezpieczne, będzie się rozwijało, będzie miało fajne towarzystwo i dobre wzorce.
A dokładniej – zadania międzyzbiórkowe. Sprytny sposób na to, żeby dziecko czuło się zobowiązane do przyjścia na następną zbiórkę. Jeśli przydzielaniu zadań będzie towarzyszyła obietnica nagrody za zrealizowanie misji, szanse się zwiększają. Jeszcze sprytniejszym chwytem jest uzależnienie zadań od siebie – jeśli jedno dziecko nie wywiąże się ze swojej działki, ktoś inny nie będzie mógł dokończyć swojej. Trzeba być człowiekiem bez serca, żeby w takiej sytuacji nie przyjść na kolejną zbiórkę!
Jeśli drużyna w ciągu roku sprawnie działa systemem zastępowym, warto włączyć w niego również dzieciaki zaraz po naborze. Przynależność do mniejszych grupek może je ośmielić, a poza tym poczują się bardziej związane z nowo poznanymi kolegami czy koleżankami. Kolejna zbiórka nie będzie więc „poznawaniem harcerstwa”, tylko spotkaniem z kimś, kogo lubią.
Trzeba pamiętać, że harcerstwo to nie zespół taneczny czy lekcje angielskiego. Potrzeba dużo energii, żeby zachęcić młodego człowieka do przychodzenia na kolejne zbiórki, więc warto działać zgodnie z jego potrzebami. Na samym początku lepiej darować sobie fascynujące opowieści o Rudym, Zośce i Alku, a zamiast „Szarej lilijki” zaśpiewać chociaż „Morskie opowieści”.
Redaktor: Piotr JurgielewiczWyznawca koncepcji fast and light. Kurtkę przeciwdeszczową zamienił na softshell, a buty trekkingowe na buty biegowe. Zamiast chodzić, woli biegać. Uczestnik kilku górskich ultramaratonów. |