Odpowiednie nawadnianie organizmu to absolutna podstawa. Od tego zależy bowiem nie tylko nasz komfort, ale i zdrowie i bezpieczeństwo. Po co jednak sięgać? Czy wystarczy nam tradycyjny bidon, czy może lepiej sprawdzi się bukłak?
Każdy, kto dłużej pozostawał w trasie lub też wybierał się w wielokilometrowe wyprawy, choćby rowerowe, musiał zatroszczyć się o odpowiedni sposób przewożenia płynów. Do wyboru mamy tutaj dwie podstawowe opcje – wspomniany już bidon lub bukłak. Co zatem powinno być tutaj kryterium wyboru?
Rozważając wszelkie za i przeciw, weźmy pod uwagę kilka czynników. Przede wszystkim – w jak długą trasę się wybieramy? Ile czasu nam zajmie? Jak intensywny będzie nasz trening, maraton czy zawody? Czy na trasie uda nam się regularnie uzupełniać napoje, czy też jesteśmy skazani wyłącznie na to, co pod ręką? Jaka będzie temperatura i wilgotność otoczenia? Jakie jest nasze indywidualne zapotrzebowanie na płyny? Co więcej, ważny jest nawet sezon – o ile bowiem bukłak sprawdzi się w każdych okolicznościach, napój w bidonie w skrajnie niskich temperaturach zwyczajnie nam zamarznie.
Doświadczenie uczy nas, że bidon lub butelka wystarczy nam w zupełności, jeśli uprawiamy sport rekreacyjnie czy też podróżujemy typowo turystycznie. Sprawdza się bowiem wtedy, kiedy nie musimy pokonywać znacznych dystansów, nie grozi nam zbyt intensywny wysiłek, a do tego mamy czas na przystanki i uzupełnianie płynów. W przypadku wycieczek rowerowych jest on zresztą o tyle wygodny, że wystarczy przymocować go do ramy roweru – dzięki temu nie odczuwamy jego ciężaru. Inaczej zatem niż w przypadku bukłaków, umieszczanych na naszych plecach.
Bukłak sprawdzi się jednak o wiele lepiej, jeśli czeka nas większe wyzwanie – maraton, mocny trening czy daleka podróż. Jednorazowo zmieścimy w nim dwa litry płynów, z których możemy korzystać na bieżąco dzięki rurce z ustnikiem, prowadzącej z plecaczka. Liczmy się jednak z tym, że jest to już ciężar, który nasze plecy wyraźnie odczują.
Redaktor: Mateusz KoniecznyUwielbia podróżować – zwłaszcza na Bałkany lub Wschód – po to, by zjeść coś, czego jeszcze nie jadł i wypić coś, czego nigdy nie pił. Chyba, że jedzie w góry – wtedy może nie jeść i nie pić, żywi się widokami i powietrzem. Z wykształcenia etnolog, co z pewnością mocno wpłynęło na jego sposób postrzegania spotykanych w drodze osób i kultur. Do internetu wdzwaniał się już w roku 2000, a w 2001 założył pierwszego bloga. |