Na przełomie września i października wzięłam udział w 33. etapie Sztafety rowerowej dookoła świata Bike Jamboree. Jeszcze 1,5 roku temu było to dla mnie coś nieosiągalnego i tak trudnego, że tylko podziwiałam ludzi, którzy wzięli udział w projekcie. To jak się stało, że przejechałam ponad 1200 km po wschodnim wybrzeżu Hiszpanii? Nie zrobiłam tego ot tak!
W 2018 roku ważyłam troszkę więcej niż obecnie – było mnie o 50 kilogramów więcej. Dlatego w tytule znajdziecie fragment “z kanapy..”. Mimo że jeździłam w góry, to moja aktywność fizyczna było znikoma. Odżywanie? Każdy lubi pizzę, chipsy i drożdżóweczki – niektórzy trochę za bardzo, jak ja wtedy. Takim sposobem dopuściłam się do otyłości i niestety nie byłam świadoma, jak bardzo jest źle. To jak udało mi się przejechać etap sztafety rowerowej?
Nie myśląc jeszcze o Bike Jamboree, od jesieni 2018 roku bardzo ciężko pracowałam nad swoją sylwetką, swoim zdrowiem pod względem fizycznym i psychicznym. Zapisałam się do dietetyczki (Agata Czerniak, Września) oraz zaczęłam trenować na siłowni z trenerką personalną (Marta Będkowska, Poznań). Pilnowanie diety i treningi dwa razy w tygodniu. To było nie lada wyzwanie, ale dzięki temu wyszłam z otyłości.
W marcu 2019 roku kupiłam rower i zrezygnowałam z jazdy tramwajami lub autobusami. Do pracy rowerem, na uczelnie rowerem. Mój chłopak przygotowywał się do swojego etapu Bike Jamboree i z lekką zazdrością słuchałam jego opowiadań, jak to już za chwilę będzie przemierzał najpiękniejsze Parki w Stanach Zjednoczonych. Dlatego patrząc na to ile już wtedy w sobie zmieniłam, sięgnęłam po telefon i zgłosiłam się na Bike Jamboree – tak się zaczęło!
Zdecydowałam, że mój etap będzie nagrodą za ciężką pracę, jaką włożyłam w siebie, ale też sprawdzeniem swoich umiejętności. Wierzcie mi – wiele osób mówiło, że nie dam rady. Bo przecież jeszcze niedawno byłam smutną kuleczką, a teraz mam przejechać całe wybrzeże Hiszpanii! Też miałam momenty, w których myślałam, że nie dam rady – w sumie miałam je bardzo, bardzo długo.
Moje przygotowania polegały na codziennym jeżdżeniu na rowerze i rzeczywiście mocno się tego trzymałam. Raz pojechałam z chłopakiem na rowerze do mojego rodzinnego miasta i zrobiliśmy trasę ponad 70 kilometrów. Później sama pojechałam do Wrześni, już inną trasą – około 50 kilometrów. Dwa razy w tygodniu chodziłam na siłownie, wzięłam udział w biegu rodzinnym z moim tatą. Gdy zrobiło się cieplej jeździłam, w góry: Gorce, Bieszczady. Pierwszy raz zabrałam ze sobą rower w Izery. Czułam, że z moją kondycją coraz lepiej. W wakacje jeździłam coraz więcej, bo wiedziałam, że Hiszpania blisko! Spontanicznie wzięłam rower i wybrałam się nad morze pojeździć po wybrzeżu.
Przejażdżka do Wrześni
Wycieczka wybrzeżem
Potem wyruszyłam w Tatry, żeby wejść na Rysy a prosto stamtąd na rower do Szklarskiej Poręby. To był wyjazd, na którym nauczyłam się wielu rzeczy, które wykorzystałam w Hiszpanii. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Zasady, których potem się trzymałam to:
– nigdy nie schodź z roweru pod górę, gdy już zejdziesz ciężko jest znów wrócić na rower
– woda jest Twoją nagrodą na górze (a może nawet batonik!)
– naleśniki w Chatce Górzystów smakują o wiele lepiej po ciężkim treningu na rowerze
– uważaj na wystające kamienie!
A potem był już 26 września i spotkanie na lotnisku!
Tak wyglądały moje przygotowania. Mam nadzieję, że choć troszkę zainspirowałam Cię do wypraw rowerowych, chociaż takich na Cytadelę. Liczy się pierwszy krok A o tym jak przeżyłam w Hiszpanii innym razem!
Redaktor: Olga AntczakWulkan energii i ogrom pomysłów to czasami mieszanka wybuchowa. Studentka pedagogiki z zamiłowania do pracy z ludźmi. Największą miłością są góry, w które ucieka, by się wyciszyć i pokonywać coraz to wyżej położone szlaki. Ostatnio na rowerze przejechała całe wschodnie wybrzeże Hiszpanii. Nigdy nie może usiedzieć w miejscu i ciągle gdzieś ją nosi – a najbardziej chce w końcu pojechać na Islandię! Instruktorka Związku Harcerstwa Polskiego, była komendantka i założycielka 3 WSH „WILK”, wcześniej drużynowa harcerzy starszych. |