„Kiedy nadejdzie czas, zwabi nas ognia blask…” Czas wreszcie nadszedł! Lada dzień wyjedziemy na obozy harcerskie. Wielu z nas weźmie też udział w innych wyjazdach – z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. Najlepszym sposobem na wzmocnienie międzyludzkich więzi podczas każdego z takich wyjazdów jest rozpalenie ogniska, przy którym można usiąść, pośpiewać, upiec kiełbaski, posłuchać gawędy. Czasami wystarczy po prostu „patrzeć w ten słynny ogień tym słynnym spojrzeniem” i rozkoszować się chwilą.
Problem w tym, że rozpalenie ogniska wcale nie jest takie proste. Wbrew dość powszechnemu mniemaniu kawałek drewna nie zapłonie od razu żywym ogniem, gdy tylko przytkniemy do niego zapałkę. Każde ognisko należy precyzyjnie przygotować: zebrać właściwe materiały, odpowiednio ułożyć stos ogniskowy, stworzyć warunki do rozniecenia ognia, a później utrzymywać płomień. Koniecznie trzeba jeszcze przy tym pamiętać o bezpieczeństwie. Na dodatek – plany może nam pokrzyżować pogoda. Jednak z wszystkimi tymi elementami można sobie poradzić – jest to kwestia wiedzy i doświadczenia. Wiedzę dostarczamy Wam w niniejszym artykule, a wprawę możecie nabyć podczas letnich wyjazdów.
Na samym początku wybieramy miejsce na ognisko. Na terenie baz harcerskich i turystycznych czy terenów rekreacyjnych znaleźć można zazwyczaj specjalnie przygotowane stanowisko: pozbawiony ściółki krąg otoczony kamieniami, oddalony od drzew i zarośli. Jeśli nie ma w pobliżu gotowego miejsca, możemy je przygotować sami, ale potrzebujemy na to zgody odpowiedniej jednostki straży pożarnej. Gdy ją uzyskamy, przystępujemy do działania: na wolnej od drzew przestrzeni kopiemy płytkie zagłębienie i usuwamy wydobytą z niego warstwę ściółki. Krawędź zagłębienia możemy obłożyć suchymi kamieniami. Ściółkę usuwamy także z kilkunastocentymetrowej przestrzeni wokół wykopanego kręgu – po to, by zminimalizować ryzyko rozprzestrzenienia się ognia. W pobliżu tak przygotowanego kręgu ustawiamy wiadro z wodą; warto też zgromadzić kupkę ziemi czy piasku do zgaszenia ogniska. Oczywiście gromadzimy także drewno, segregując je według wielkości – od drobnych patyków po grube gałęzie i kłody. Jeśli sądzisz, że drewna już wystarczy – zbierz jeszcze trzy razy tyle. Naprawdę. To złota zasada Beara Gryllsa. Zużyjesz o wiele więcej drewna, niż ci się wydaje. Zbieraj gałęzie z ziemi, martwe (bez liści) i suche (łamiące się łatwo, z trzaskiem).
Gdy miejsce jest już gotowe, możemy zająć się konstruowaniem stosu ogniskowego.
Są trzy kwestie, o które musimy zadbać, by ognisko się rozpaliło. Chodzi mianowicie o: podpałkę, temperaturę oraz powietrze.
Podpałka jest – jak sama nazwa wskazuje – tym, co podpalamy. Powinien być to materiał, który łatwo zajmie się ogniem i nie spłonie zbyt szybko. Do tego celu świetnie nadaje się kora brzozowa: ma stosunkowo niską temperaturę zapłonu i spala się wolniej niż na przykład papier. Korę można ułożyć razem z suchym igliwiem, które złapie iskrę równie szybko – ale za to szybko zgaśnie; warto jednak wykorzystać je do zwiększenia początkowej temperatury. Podobnie zadziała na przykład wata. Warto nosić ze sobą przygotowaną zawczasu podpałkę, na wypadek, gdyby dostępne w terenie materiały były mokre. Świetnie sprawdzają się także gotowe kieszonkowe zestawy survivalowe z podpałką.
Podręczny zestaw do rozpalania ognia firmy MFH
Tuż nad tym najbardziej łatwopalnym materiałem powinniśmy ułożyć dużo drobnych, suchych gałązek, na przykład brzozowych lub pochodzących z drzew iglastych (zawierających żywicę). Gdy się rozgrzeją – zajmą się ogniem i przekażą go wyżej, na coraz grubsze gałązki. Muszą jednak mieć czas na rozgrzanie się, dlatego podpałka powinna palić się możliwie długo. O tym, w jaki sposób układać kolejne warstwy chrustu, przeczytacie za chwilę.
Drugim elementem niezbędnym dla rozpalenia ogniska jest oczywiście wysoka temperatura, a więc potrzebujemy jakiegoś źródła ognia. Mogą to być – tradycyjnie – zapałki (a nawet jedna zapałka!), może być (mniej tradycyjnie) zapalniczka. Problem w tym, że zapałki mogą się zamoczyć, a zapalniczka – wyczerpać. Dlatego warto zabezpieczyć się zawczasu i sprawić sobie zapałki sztormowe – takie, które zadziałają nawet wtedy, gdy będą wilgotne. Rozwiązaniem jeszcze bardziej skutecznym i profesjonalnym jest krzesiwo. Dzięki takim gadżetom rozpalenie ognia będzie łatwiejsze, szybsze i możliwe nawet w trudnych warunkach pogodowych, takich jak wilgoć i silny wiatr.
Trzeci element jest równie ważny jak poprzednie dwa, a często nie zwraca się na niego wystarczającej uwagi. Mowa o powietrzu. Ogień nie zapłonie i nie rozprzestrzeni się, jeśli nie będzie miał dopływu tlenu. Właśnie dlatego podpałka, gałązki i gałęzie nie mogą być układane zbyt ciasno ani zbyt gęsto. Zbyt mała ilość powietrza sprawi, że ognisko stanie się świecą dymną – zacznie wydzielać kłęby gryzącego dymu. Nie wolno więc zapychać wszystkich możliwych szczelin, ale też odstępy między poszczególnymi warstwami chrustu nie mogą być zbyt duże – ponieważ grubszy chrust nie zdąży się rozgrzać, zanim cieńszy zgaśnie, a wtedy z ogniska nici. Początkowo może być dość trudno wyczuć odpowiednie proporcje między ilością i rozmieszczeniem gałązek a ilością wolnej przestrzeni, ale jest to kwestia ćwiczeń, prób, błędów, obserwacji i wyciągania wniosków. Dobrze ułożone ognisko rozpali się samo, stopniowo, nawet od jednej zapałki – bez wachlowania, dmuchania i walki z dymem. Jeśli wieje lekki wiatr – tym lepiej.
Istnieje wiele typów ognisk. Najczęściej stosowanym i najłatwiejszym do rozpalenia jest ognisko polskie.
Jego układanie rozpoczynamy od wbicia pionowo w ziemię, w środek przygotowanego kręgu, dość grubego, prostego kija (może być rozwidlony na końcu). Miejsce, z którego wystaje, obkładamy sporą ilością podpałki: kory brzozowej, suchego igliwia, drobnych patyczków (układanych skośnie, a nie płasko na pozostałych elementach – pamiętamy o dopływie powietrza).
Następnie wokół podpałki układamy stożek z cienkich, krótkich patyków – jeden koniec każdego z nich opiera się o ziemię, a drugi – o wbity pionowo kij. Musimy pamiętać o pozostawieniu niewielkiej przerwy w stożku – będzie to miejsce do podłożenia źródła ognia.
Teraz wybieramy ze zgromadzonego stosu trochę grubsze i trochę dłuższe patyki. Budujemy z nich większy stożek – końce patyków będą opierać się o pionowy kij kawałek ponad poprzednią warstwą. Cały czas pamiętamy o zapewnieniu dopływu powietrza, ale też staramy się nie zostawiać zbyt dużych przestrzeni wolnych. W ten sposób konstruujemy kolejne warstwy stożka z coraz grubszych i coraz dłuższych gałązek, zostawiając za każdym razem miejsce z jednej strony na podłożenie ognia. W zewnętrznej warstwie powinny się znaleźć najgrubsze gałęzie – ma to znaczenie nie tylko praktyczne, ale też estetyczne (szczególnie wtedy, gdy przygotowujemy obrzędowe ognisko harcerskie).
Gdy chrust tworzący ostatni stożek zrówna się z końcem pionowego kija, ognisko jest gotowe. Czas na rozpalenie.
Ogień podkładamy w przygotowanym miejscu – podpalamy kawałek kory brzozowej i pilnujemy, by zajęła się cała podpałka. To moment kluczowy. Jeśli ognisko zostało ułożone prawidłowo, będą się stopniowo zapalać kolejne warstwy. Wreszcie zapłonie całość, a naszym zadaniem pozostanie dokładanie drew, pilnowanie bezpieczeństwa, śpiewanie, pieczenie kiełbasek, wpatrywanie się…
Do dzieła! A gdy już uda Wam się rozpalić porządne ognisko polskie, możecie spróbować innych rodzajów. Poniżej przedstawiamy przykłady.
Ognisko traperskie – bez określonego kształtu; to po prostu kupka łatwopalnych materiałów (kora, igliwie, gałązki).
Ognisko syberyjskie – z charakterystyczną ścianką; świetne rozwiązanie na trudną pogodę z silnym wiatrem.
Ognisko stożkowe – od polskiego różni się tym, że nie opiera się na wbitym w ziemię kiju; jest mniej stabilne i trudniejsze do ułożenia, szybciej się przewróci.
Studzienka – wokół głównego stosu buduje się kwadratową, piętrową „ramę”, która może się składać z wilgotnych belek; płonie jedynie wnętrze studzienki, natomiast „rama” służy do suszenia drewna, a także pełni funkcję estetyczną.
Piramida – to pagoda o „ramie” zwężającej się ku górze.
Słoneczko – ognisko oryginalne, ładne, ale mało funkcjonalne.
Redaktor: Bernadeta PaczkowskaInstruktorka 76 Szczepu DH i GZ z Poznania. Magister filologii polskiej, krytyczka literacka. Mieszka z dwoma kotami, chyba że akurat łazi po lasach. Czyta, pisze, gra na gitarze, słucha rocka. Marzy o całorocznym obozie harcerskim. |