Ostatnia prosta, czyli Przez Babią Górę do Ustronia! – Jak przejść GSB cz. 3

 

Trzecia część artykułu będzie poświęcona drugiej połowie drogi w Beskidzie Sądeckim, Gorcach, Beskidzie Żywieckim i Śląskim. Często słyszę pytania, które odnoszą się do trudności odcinków szlaku, na przykład: „W którym paśmie było najłatwiej/najtrudniej?”, „Lepiej jest podążać w kierunku Ustronia czy Wołosatego?”. Myślę, że po przeczytaniu tego artykułu każdy zainteresowany, będzie mógł sam to ocenić. Wędrowanie zawsze jest sprawą indywidualnych predyspozycji.

Beskid Sądecki

Przejście z Beskidu Niskiego do Krynicy Zdrój było lekkim szokiem. Kontrast między długimi, zarośniętymi szlakami i małymi wioseczkami, a o wiele bardziej obleganymi przez turystów drogami i znacznie większymi zabudowaniami był mocno odczuwalny. Po marketowym detoksie, wejście do dużego sklepu było bardzo przyjemne. Mogliśmy kupić to, na co mieliśmy ochotę a nie to, co oferuje mały sklepik o niewielkim zaopatrzeniu. Bez wątpienia miało to swoje plusy. Mogłam zdobyć wszystkie potrzebne rzeczy i zjeść obiad w barze mlecznym, ale pojawił się inny problem. Okazało się, że Krynica, jako miasto uzdrowiskowe, zostało całkowicie oblężone. Pytając od domu do domu nasza nadzieja na znalezienie noclegu malała. Byliśmy zdesperowani, ponieważ nie mieliśmy już siły na dojście do kolejnego szlaku w górach, a nie chcieliśmy ryzykować mandatem za nocowanie w parku. Całe szczęście rodzina i przyjaciele wyciągnęli nas z opresji i zadzwonili do niemal wszystkich miejsc noclegowych w całej Krynicy. W końcu odnalazł się życzliwy Pan, który zgodził się przenocować nas na strychu pensjonatu. To niesamowite jak wielu życzliwych ludzi spotkaliśmy podczas naszej podróży.

fot. Jakub Bielewicz


Beskid Sądecki był miejscem, w którym przeżyłam największy kryzys. Poczułam ogromne zwątpienie we własne siły i wiedziałam, że ukończenie GSB wisi na włosku. Zatem co skłoniło mnie do dalszej wędrówki? Otóż kolejnym miejscem noclegowym było schronisko na Hali Łabowskiej. Zły nastrój kumulował się przez upalne słońce, które paliło przez całą drogę na Jaworzynę Krynicką. Czułam mocne odwodnienie organizmu, ale także nasilające się obtarcia na biodrach i ramionach. Ostatecznie udało nam się dojść do celu. Od progu wiedziałam, ze to miejsce będzie inne niż wszystkie. Pierwsze pytanie, które usłyszeliśmy od bazowego brzmiało mniej więcej tak: „Czy Wy przypadkiem nie idziecie GSB?” Po udzieleniu twierdzącej odpowiedzi zostaliśmy ugoszczeni jak królowie. Okazało się, że ten Pan ma wyjątkową słabość do zdobywców czerwonego szlaku i od wielu lat organizuje spotkania dla ludzi, którzy dokonali tego wyczynu. Przyznaję, że ta okoliczność bardzo mocno podniosła mnie na duchu, jednak najbardziej motywująca była ściana z namalowanym profilem trasy. Kiedy zobaczyłam, że dokładnie połowa drogi została już pokonana i tak naprawdę jeszcze druga dawka wspaniałych przygód, postanowiłam przezwyciężyć ból. Pomyślałam, że ten wewnętrzny „dramacik”, który przeżywam w chwili obecnej nie może odebrać mi spełnienia marzeń. Tak, więc szłam dalej!

fot. Jakub Bielewicz

Dodatkową motywacją stał się fakt, że następnego dnia celem podróży była Chatka pod Niemcową. To niesamowite uczucie odwiedzić miejsce, w którym wszystko się zaczęło. To właśnie tam poznałam, czym jest Główny Szlak Beskidzki. Ostatecznie niesamowity klimat bazy i wspaniali ludzie dookoła sprawili, że na nowo uwierzyłam w swoje siły. Może trudno w to uwierzyć, ale już następnego dnia zdjęłam opatrunek z kolana i przestałam kuśtykać. Ból zniknął!

Idąc drogą w stronę Gorców, poczułam nową dawkę energii.

Gorce

Nigdy nie miałam okazji, aby zobaczyć te piękne otwarte przestrzenie. Od momentu, kiedy przekroczyłam granicę Krościenka wiedziałam, że Gorce zajmą wysokie miejsce w moim rankingu najpiękniejszych pasm polski.

fot. Jakub Bielewicz

Zatrzymaliśmy się w Studenckiej Bazie Namiotowej na Lubaniu i poznaliśmy tam sympatycznych ludzi, którzy tak jak my przemierzają GSB. To była świetna okazja na wymianę doświadczeń przy ognisku oraz chwilę relaksu przy gitarze i śpiewie. Tego samego dnia poznaliśmy także wyjątkowego psa o imieniu Brego. Wiedziałam, że podróżowanie z psem musi być bardzo ciekawe, ale przerażała mnie wizja noszenia karmy, miski i innych rzeczy niezbędnych dla pupila. Brego był jednak prawdziwym wędrowcem i tak jak jego Pan on też miał swój własny plecak, w którym nosił niezbędny ekwipunek. Piesek wyglądał na bardzo szczęśliwego. Być może, w przyszłości też zabiorę ze sobą tak wyjątkowego towarzysza.

fot. Jakub Bielewicz

Niektórzy wędrowcy uważają apteczkę za zbędny balast. Mam nadzieję, że sytuacja, która przeżyliśmy w Rabce Zdrój zmieni myślenie takich osób i przekona o konieczności posiadania podstawowego ekwipunku ratowniczego. Jestem aktywnie działającą instruktorką ZHP i jako była drużynowa uczestniczyłam w kilku kursach pierwszej pomocy. Nie sądziłam, że waśnie na czerwonym szlaku będę musiała wykazać się wiedzą w zakresie tamowania krwotoku. GSB czasem wiedzie przez chodniki miasteczek albo przy długiej drodze asfaltowej. Rabka Zdrój jest tego przykładem. Przemierzając ulice, byliśmy świadkami kolizji auta osobowego i skutera. Chyba nie muszę opisywać, kto odniósł większą szkodę. Nie zastanawialiśmy się ani chwili i ruszyliśmy na pomoc poszkodowanemu kierowcy skutera. Niestety reszta ludzi była bardziej zainteresowana drobnymi rysami na aucie niż krwawiącym chłopakiem. Kuba wezwał pogotowie i poinformował rodziców nieletniego o zdarzeniu, a ja opatrzyłam jego obrażenia tak, aby nie utracił zbyt dużo krwi, po czym udzielałam wsparcia psychicznego. Nie mogłabym nic zrobić gdyby nie mała podręczna apteczka z podstawowym wyposażeniem. Wypadki zdarzają się każdemu. Niebezpieczna sytuacja mogła wydarzyć w sercu lasu albo na szczycie góry, wtedy musimy poradzić sobie z tym, co mamy.

Beskid Żywiecki

Od momentu przekroczenia granicy Beskidu Niskiego fala upałów nie opuszczała nas ani na jeden dzień. Każdego dnia temperatura sięgała około 30 stopni. Nie żałowałam ani jednego mililitru kremu z filtrem oraz bardzo cieszyłam się z kapelusza, który chronił moją głowę przed udarem słonecznym. To bardzo ważne, aby nie zapomnieć o tych dwóch rzeczach. Leczenie poparzeń nie należy do najprzyjemniejszych zabiegów natomiast udar może zbić z nóg nawet najbardziej zahartowanego wędrowca. Wielodniowe upały generują jeszcze jedno zagrożenie dla turystów – wysyp żmij zygzakowatych. W Polsce nie ma dużo niebezpiecznych gadów, jednak od żmii lepiej trzymać się z daleka. Niestety podczas gorącego lata gady uwielbiają nagrzewać się na słońcu. Możemy spotkać bardzo wiele jaszczurek zwinek, zaskrońców, padalców, które nie stanowią żadnego zagrożenia dla ludzi, co więcej łatwo płoszą się przed krokami turystów. Żmije należą do niebezpiecznych zwierząt, ich ukąszenie jest bardzo bolesne i może spowodować bardzo duże szkody organizmu a niekiedy nawet zabić. Podczas wędrówki przez Beskid Żywiecki bardzo często napotykaliśmy te niebezpieczne węże. Jednego razu zauważyliśmy ją dopiero, kiedy zaczęła syczeć i unosić głowę w pozycji do ataku. W związku z tym bardzo ważne są porządne buty sięgające za kostkę. Niejednokrotnie słyszałam różne opinie na temat dobierania obuwia do pory roku, ale osobiście wybieram zawsze wysokie buty, chroniące przed urazami i właśnie ukąszeniem. Innym sposobem na uniknięcie jadu węża jest unikanie drogi na skróty. W wysokiej trawie bardzo trudno zauważyć to zwierzę. Jednak, jeśli nie uda nam się uniknąć starcia ze żmiją to natychmiast trzeba zadzwonić po pomoc i przyjąć odpowiednią dawkę surowicy. Zaniedbanie doprowadzi do obrzęku i rozprzestrzenienia się trucizny w całym ciele.

fot. Jakub Bielewicz

Beskid Żywiecki był najbardziej zaludnionym pasmem w całym GSB. To właśnie tam spotkaliśmy bardzo dużo ciekawych osób. Do dzisiaj pamiętam prawdy i nauki, które powiedzieli mi starsi wędrowcy. Jednym z nich był Pan Wojciech, nauczyciel historii i pasjonata górskich podróży. Mimo dużej różnicy wieku nasz nowy przyjaciel od razu złapał z nami wspólny język. Dzięki niemu dowidziałam się wielu cennych informacji na tematy górskie, związane z historią, ale także życiowe. Pan Wojtek należał do grona ludzi, przemierzających GSB bez namiotu. Pokonywał o wiele więcej kilometrów dziennie, aby dotrzeć do kolejnego schroniska. Do dzisiaj pamiętam dobrze jego żwawe tempo. Od momentu spotkania w okolicach Babiej Góry spotykaliśmy się, co jakiś czas w kolejnych bazach noclegowych. Mam nadzieję, ze jeszcze kiedyś uda mi się spotkać tego fascynującego człowieka.

Beskid Śląski

Już wcześniej wspominałam o wielu możliwościach i powodach zdobywania GSB. My przeznaczyliśmy na to 21 dni, ale mijaliśmy też osoby, które pokonywały 500 km w kilkanaście dni. Do takiego grona należał Łukasz. Spotkaliśmy się w Węgierskiej Górce na granicy Beskidu Żywieckiego i Śląskiego. Łukasz zaplanował sobie szlak na 18 dni z namiotem. Nigdy wcześniej nie próbowałam chodzenia z kijkami trekkingowymi i to właśnie on po raz pierwszy pokazał mi kijki Black Diamond, które od razu znalazły się na mojej liście marzeń. Zdecydowanie polecam chodzenie z podparciem! Łukasz sprawiał, że droga mijała bardzo szybko. Potrafił nas rozbawić, zając ciekawą dyskusją i opowieściami o podróżach. Od tego momentu spotykaliśmy się prawie codziennie do samej czerwonej kropki.

fot. Jakub Bielewicz

Beskid Śląski wspominam jak przez mgłę. Nie tylko z powodu zmęczenia organizmu, ale też dosłownie przez znaczne pogorszenie pogody. Podczas marszu na Baranią Górę zastała nas okropna burza z piorunami. Pamiętam, że był to dla mnie przerażający moment. Hałas powodowany grzmotami pobudzał moją wyobraźnie i sprawiał wrażenie jakby pioruny uderzały zbyt bliskiej odległości. Wtedy nie ryzykowaliśmy własnym zdrowiem i rozłożyliśmy płachtę namiotu, aby przeczekać największy deszcz.

Beskid Śląski zapowiadał koniec szlaku. Podczas drogi poznaliśmy wiele wspaniałych osób, niektórzy nawet kibicowali nam do samego końca i czekali na ostatnich kilometrach. Trudno opisać, co czuje człowiek, który właśnie spełnia swoje największe marzenie. Dla mnie było to połączenie radości, satysfakcji i innych pozytywnych emocji, ale czułam też ból, smutek, zmęczenie, tęsknotę za domem.

fot. Jakub Bielewicz

Co dalej?

Po dłuższej wędrówce bardzo trudno jest oswoić się z miejską rzeczywistością. W moim przypadku również było bardzo trudno wrócić do codziennych spraw. Nie pozostaje wtedy nic innego jak planować kolejne wyjazdy! Uważam, że podróże kształcą a szczególnie, jeśli na naszej drodze pojawiają się ludzie, którzy podzielą się dobrą radą i doświadczeniem. Każdy następny wyjazd traktuję jak zastrzyk pozytywnej energii na kolejne miesiące. Staram się szukać coraz to nowych inspiracji dla moich projektów artystycznych. Główny Szlak Beskidzki otworzył przede mną nowe horyzonty. Kiedy dotknęłam czerwonej kropki na końcu szlaku poczułam, że teraz już naprawdę mogę wszystko! W końcu, GSB to nie jedyny długodystansowy szlak w Europie.

 

Redaktor: Sandra Kaźmierczak

Studentka Grafiki Warsztatowej. Przez kilka lat pełniła funkcje drużynowej, obecnie jest zastępcą komendanta szczepu do spaw gromad zuchowych. Uwielbia pracować z dziećmi, drukować w pracowni serigrafii oraz każdy wolny weekend spędzać na wędrowaniu z plecakiem po górach. Zdobywczyni diamentowej odznaki Głównego Szlaku Beskidzkiego oraz członkini klubu Korony Gór Polski.