Komary. Na pewno niejednemu i niejednej z Was napsuły (nomen omen) krwi. Sposobów na radzenie sobie z nimi, jak i środków dostępnych w tym celu jest wiele. Przedstawię Wam jeden z nich, który od zeszłego roku z powodzeniem używam krem Foresta od firmy Lefrosch.
Podstawowym środkiem odstraszającym te denerwujące owady w składzie kremu jest DEET w stężeniu 30%. Choć jest on niewyczuwalny dla nas, to “odstrasza owady, bez zabijania ich. Najnowsze badania (1997–2008) wskazują, że prezentuje silnie nieprzyjemny dla nich zapach zlokalizowany na powierzchni, którą nim pokryto, jednakowo dla samic, jak samców. Nie ingeruje w postrzeganie przez nie dwutlenku węgla, jak przypuszczano wcześniej” (źródło). Dodatkowo użyto również substancji o naukowej nazwie IR 3535, czyli organiczny związek chemiczny, który dodatkowo działa również na osy.
Foresta produkuje swój środek w dwóch wersjach – kremu i tradycyjnego sprayu. Ja osobiście wybrałem wersję w kremie, ponieważ zawsze stosowałem te w spryskiwaczach i byłem ciekawy jak się spisze inna forma aplikacji. Mogę Wam od razu napisać, że był to dobry wybór! Krem jest dużo wydajniejszy, a sposób aplikacji – rozsmarowanie go na odsłoniętych częściach ciała – przyjemniejszy, bo w przeciwieństwie to sprayu nie leci do oczu i nosa przy najlżejszym podmuchu powietrza, co mnie osobiście zawsze denerwowało. Z drugiej strony spray ma ten plus, że można go nanieść łatwo na odzież, co potencjalnie zwiększa ochronę. Nie zauważyłem jednak by ten problem by znaczną wadą kremu – po nałożeniu go na ręce, kark i odsłonięte nogi komary trzymały się też z dala od tułowia.
W tym roku – na całe szczęście! – z komarami w okolicach Poznania nie ma dużo problemu, jednak w zeszłym roku wielokrotnie biwakowaliśmy nad Wartą i bez Foresty można by zwariować. Krem działa praktycznie od razu – kiedyś po kąpieli w jeziorze nie mogłem się odpędzić od tego latającego i gryzącego przekleństwa, nawet na tyle by wysuszyć się ręcznikiem, ale gdy się w końcu to udało i nasmarowałem się Forestą to choć dookoła było aż czarno od owadów, do mnie podlatywały już tylko pojedyncze sztuki.
Nie mogę też zapomnieć o jednej, bardzo ważnej dla mnie zalecie Kremu Foresta – praktycznie nie ma zapachu, a na pewno nie śmierdzi jak “wiodące środki przeciwkomarowe”. Rozprowadza się bardzo łatwo, nie ma tłustej konsystencji, co również można uznać za zaletę. Według producenta działa do 12 godzin, ale nie miałem okazji sprawdzić tego w praktyce – zazwyczaj stosowałem go późnym popołudniem/wieczorem i przed upływem tego terminu zawsze byłem już w namiocie, ale nawet te kilka godzin spokoju wieczorem, gdy komary są najbardziej aktywne to i tak bardzo dużo!
Jeśli chodzi o wydajność, to mam swój od zeszłorocznej majówki, gdzie używałem go po raz pierwszy. Następnie wielokrotnie stosowałem go na weekendowych wyjazdach – przez cały zeszły rok mogło to być w sumie kilkadziesiąt aplikacji, a w tym sezonie również przydał się kilku wyjazdach. W tubce nadal jeszcze trochę go zostało.
Czy warto więc kupić Krem przeciw komarom Foresta? Zdecydowanie tak! Jak już wyżej wspomniałem jest wydajny, efekty jego działania widać praktycznie od razu, nie śmierdzi, utrzymuje się długo na skórze i – co może być ważne dla niektórych z Was – produkowany jest przez polską firmę. No i przede wszystkim naprawdę działa!
Czy jak skończy mi się obecne opakowanie, to kupię go ponownie? Zdecydowanie tak!
A wy jakie macie sposoby na komary? Kupujecie specjalne środki czy stosujecie naturalne substancje? Podzielcie się z nami koniecznie swoimi recepturami!
Redaktor: Mateusz KoniecznyUwielbia podróżować – zwłaszcza na Bałkany lub Wschód – po to, by zjeść coś, czego jeszcze nie jadł i wypić coś, czego nigdy nie pił. Chyba, że jedzie w góry – wtedy może nie jeść i nie pić, żywi się widokami i powietrzem. Z wykształcenia etnolog, co z pewnością mocno wpłynęło na jego sposób postrzegania spotykanych w drodze osób i kultur. Do internetu wdzwaniał się już w roku 2000, a w 2001 założył pierwszego bloga. |