„Światło, które łączy” – tak brzmi hasło tegorocznej akcji przekazywania Betlejemskiego Światła Pokoju. Tradycja przekazywania tego wyjątkowego ognia sięga 29 lat wstecz. Za każdym razem płomień okrąża Ziemię, wyruszając sztafetą z Groty Narodzenia Pańskiego w Betlejem.
Mimo czasów wojen politycznych, zbrojnych, ataków terrorystycznych i ogólnego chaosu, Światło zawsze wyrusza w swoją drogę do szkół, parafii, szpitali, urzędów, mediów i napotkanych ludźmi. Skauci z Europy, a wśród nich harcerki i harcerze z Polski, podejmują służbę i biorą na siebie ogromną odpowiedzialność, ponieważ betlejemski płomień nie może zgasnąć. Stają się Strażnikami Światła na tydzień przed Wigilią Świąt Bożego Narodzenia. Co roku rozpowszechniamy ten żywy ogień, mając na ustach inne motto. Mimo tego, że moja drużyna koordynuje akcję we Wrześni już od 13 lat, to i tak nie wszyscy wrześnianie wiedzą „z czym to się je” i „ile trzeba zapłacić” za odpalenie sobie płomienia. Niestety w dzisiejszych czasach to, że ktoś przynosi ci dobro, pokój i poczucie wspólnoty nie jest czymś powszechnym, darmowym… a szkoda.
Przygoda z BŚP zaczyna się dla nas tydzień przed oficjalnym rozpoczęciem zlotu w Zakopanem, gdzie zjeżdżają się harcerki i harcerze z całego kraju, by osobiście odebrać Światło. Tam (lub po słowackiej stronie Tatr) jesteśmy świadkami przekazywania ognia na ręce Naczelniczki ZHP przez słowackich skautów. Tydzień przed tym wydarzeniem umawiamy się z instytucjami w naszym mieście, którym przekażemy Światło. Nie jest to łatwa sprawa, wymaga dość dużej koordynacji i wielu logistycznych rozwiązań. Wyjeżdżając na zlot w czwartkową noc mniej więcej wiedziałam już kiedy i komu przekażemy ogień – to połowa sukcesu. Spokojna byłam też o harcerzy – ochotników, którzy w tym roku rozpowszechnią symbol pokoju. Zarówno transport, nocleg, wyżywienie jak i program wyjazdu organizowaliśmy sami. Jak tradycja nakazuje – na początek każdego pobytu w górach idziemy na grillowanego oscypka z żurawiną. W drewnianej budce zawsze czeka na nas gaździna w góralskiej chuście z pachnącymi, gorącymi wędzonymi serkami. Chyba się domyślacie, że nie poprzestajemy na jednym. Podczas pobytu w zimowej stolicy Polski, odwiedziliśmy Gubałówkę, gdzie zastała nas porządna śnieżyca, gorąca herbata i miejsca stojące we wszystkich restauracjach.
W tym roku podjęliśmy wyzwanie i weszliśmy na Morskie Oko. Pogoda nas nie rozpieszczała, niestety cudownych zimowych panoram Tatr nie było nam dane w ten dzień podziwiać. Po drodze spotkaliśmy liczne przeszkody, a wśród nich lodowisko wylane na jednym ze skrótów. Na górze uzupełniliśmy energię pyszną szarlotką, którą popiliśmy zimową herbatą. Na drugi dzień okolica wyglądała już jak z bajki. Wysokie pasma górskie dookoła nas. Zaśnieżone szczyty w świetle promieni słonecznych odbijały się w naszych przeszklonych oczach. Nikt z nas nie chciał wracać na czarne niziny – tak, to był pierwszy tak prawdziwie śnieżny śnieg w tym roku, który widzieliśmy (i obawiam się, że ostatni). Jednak zanim opuściliśmy przepiękne strzeliste, a zarazem rozłożyste szczyty pnące się od lewej do prawej strony panoramy, odwiedziliśmy Svit – słowackie miasteczko, w którym miało miejsce przekazanie Światła. Kto by nie wykorzystał takiej pogody na foty? Przyjęliśmy ogień tak jak setki pozostałych harcerzy, zrobiliśmy sobie nowe profilowe i wróciliśmy do domu z trzema palącymi się lampionami (w razie, gdyby któraś świeczka zaniemogła – mięliśmy jeszcze dwie inne).
Nadszedł najbardziej pracowity okres grudnia – roznoszenie Światła. Już w poniedziałek po powrocie z gór rozpoczęliśmy maraton. Dlaczego dzielenie się symbolem pokoju nazywam maratonem? Ze względu na bardzo długą drogę, która była przed nami. Co roku przekazujemy Światłom instytucjom w innych lampionach okolicznościowych, które przygotowują nasi harcerze. Tym razem potrzebowaliśmy około 40 takich lampionów. Statystyczny Polak w ostatnim tygodniu przed Świętami goni Gwiazdora/św. Mikołaja, żeby przekazać mu listę życzeń na te Święta, pół godziny stoi przy trzech niemal identycznych choinkach zastanawiając się nad tą, która będzie lepiej wyglądać w nowych bombkach na tle wyczyszczonych okien, wybierając ostatecznie tę czwartą, której wcześniej nie zauważył. My wtedy też biegamy (zdarzało się), ale po to, by wszyscy, których spotkamy i do których dotrzemy, mogli na swoim wigilijnym stole postawić płomień, który jednoczy ludzi.
Nieważne ile mamy lat, jakiej jesteśmy narodowości, w jakiej klasie społecznej żyjemy – każdy ma prawo do spokojnych, ciepłych (chociaż śnieżnych), radosnych Świąt spędzonych nie samotnie, lecz w gronie najbliższych – rodziny, przyjaciół. Nikt w Wigilię nie może być sam, my staramy się dotrzeć do tych, o których istnieniu czasami się zapomina. Co roku odwiedzamy Dom Seniora, wspólnie śpiewamy kolędy i składamy jego mieszkańcom najszczersze życzenia niosąc im wartości, które sami reprezentujemy. Wychodzę z założenia, że jeśli dzielisz się Światłem to znaczy, że wierzysz zarazem w wartości, które rozpowszechniasz. Warto jest zostawić ten świat choć trochę lepszym, niż go zastaliśmy, a przynajmniej starać się rozpowszechniać dobro.
Redaktor: Amelia DrzażdzyńskaDrużynowa 39 Wrzesińskiej Drużyny Harcerzy Starszych “Szarżującego Dzika”, zastępczyni Komendantki 3 Wrzesińskiego Szczepu Harcerskiego “Wilk”. W Hufcu Września działa od zucha, realizując coraz to kolejne wyzwania. Chodząca orkiestra- gra na Cajónie, gitarze, Djembie, a ostatnio nawet na skrzypcach! |