Gdyby ktoś zapytał mnie, z czym kojarzy mi się Wintercamp, odpowiedziałbym w 4 słowach: Przyjaźń, Pokora, Przygoda i Przestroga.
Moja przygoda z Wintercampem zaczęła się od konkursu organizowanego przez Woda Góry Las. Od dawna w głowie kłębiła mi się myśl, aby spędzić noc zimą w górach, co zresztą wpisałem na listę moich 100 marzeń do zrealizowania. Po chwili namysłu uznałem, że nie może być lepszego miejsca na jego realizację niż Wintercamp! Nad bezpieczeństwem uczestników czuwa kadra doświadczonych ludzi, którzy wiedzą wszystko na temat zimowego obozowania. Czym prędzej złapałem za telefon, przetarłem kamerkę i jazda. Nagrałem 10- sekundowy filmik na Instagramie, w którym opowiadam o moim marzeniu. Przesłałem zgłoszenie i pozostało tylko czekać, co jest najgorsze. Aby nie marnować czasu, zacząłem czytać wcześniejsze relacje uczestników i zastanawiać się, czy mój sprzęt da radę. Warunki na Turbaczu wskazywały, że w nocy ma być -15 stopni. Co również nie zachęcało. Z drugiej strony podsycała się chęć przeżycia tej przygody, właśnie w takich warunkach i sprawdzenia, czy dam radę. Kilka dnia później dostałem informację- JADĘ! Przypływ emocji sprawił, że skakałem z radości.
Zacznijmy od Przyjaźni. Zaczęło się jeszcze w Nowym Targu. Z pociągu wysiadło 5 osób, wszystkie z wielkimi plecakami, więc nie czekając długo, rzuciłem pytająco jedno hasło. WINTERCAMP?! Wszyscy się odwrócili i z uśmiechami przytaknęli. Pierwszy punkt odhaczony: „Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”. Mieliśmy drużynę i wspólny cel do zrealizowania – dostać się na Turbacz! Po kilku godzinach naszym oczom ukazało się piękne ośnieżone schronisko na Turbaczu. W schronisku było już dość dużo osób. W powietrzu czuć było rodzinną atmosferę, każdy z uśmiechem witał się z nowo przybyłymi. Co chwile padało życzliwe „cześć” „jak droga ?”. Dostaliśmy identyfikatory, przywieszkę na namiot i nie czekając dłużej, ruszyliśmy rozbić nasz nowy dom. Na zboczu w odległości 50m od schroniska znajdowało się przyszłe obozowisko. Na miejscu przywitał nas Adam, który pilnował aby, namioty były poprawnie rozstawione i odpowiednio zabezpieczone przed wiatrem. Na początku wyglądało to trochę jak wczasy nad morzem, dookoła biegali ludzie z łopatami i kopali jakieś dziury w śniegu.
Tak śmieszna z pozoru czynność, jak wykopanie odpowiednio głębokiej dziury i stworzenie murów, które mają ochronić przed wiatrem, jest niezwykle istotna, aby komfortowo spędzić noc. Należy pamiętać, aby mur ( + poziom poniżej linii śniegu) osłonił osobę leżącą na boku, co daje jakieś 50cm w moim przypadku. Dość dużo zabawy w kopanie w śniegu. Kolejnym ważnym elementem jest umiejscowienie wejścia do namiotu w stosunku do kierunku wiatru. Powinno ono być zgodne z kierunkiem wiatru, aby wiejący wiatr nie wpadał do środka podczas wchodzenia. Grozi to wychłodzeniem ciepłego powietrza w środku. Zajęło nam to kilka godzin i sprawiło masę frajdy! Z tego miejsca chce też podziękować Woda Góry Las za wypożyczenie namiotu. Dzięki temu testowaliśmy bardzo fajny namiot, jakim jest Coleman Monviso 2, który z łatwością można rozdzielić na 2 osoby i zapewnia bardzo dużo przestrzeni wewnątrz. Po okopaniu naszego namiotu wróciliśmy do schroniska uzupełnić energię jakimś ciepłym posiłkiem. Ledwo skończyliśmy coś zjeść, a organizatorzy zapraszali już wszystkich do Sali kominkowej gdzie czekała na nas integracja, dzięki, którym dalej budowaliśmy nasze przyjaźnie.
Kolejnym dzień zaczął się od P jak pokora. Po obiedzie ruszyliśmy na pierwszy blok zajęć, jakim było szkolenie lawinowe prowadzone przez GOPR. Szkolenie rozpoczęło się od godziny teorii, która przybliżyła nam, czym jest lawina. W jaki sposób jej unikać i jak strasznym jest zjawiskiem. Gdy skończyliśmy teorię, ruszyliśmy na zewnątrz, aby sprawdzić jakie skutki ze sobą niesie. Specjaliści z GOPR pokazali nam jak łatwo sprawdzić jakość pokrywy śnieżnej i jakiego śniegu należy unikać. Po czym wręczyli nam lawinowe BC. Tak BC, bez A. Po to, abyśmy zobaczyli, jak ciężko jest kogoś odnaleźć, gdy nie ma on swojego detektora. (Lawinowe ABC to zestaw sprzętu, który może uratować życie. W jego skład powinny wchodzić trzy nierozłączne elementy, które znacząco zwiększają szanse na wydobycie osób zasypanych przez lawinę: detektor lawinowy, sonda lawinowa łopata śnieżna) Szukaliśmy plecaka, który został wcześniej zakopany przez ratowników. Wbijając nasze sondy co 50cm i maszerując w zwartym szpalerze. Krok po kroku przeczesywaliśmy teren, a dokładne sprawdzenie małego obszaru wydawało się trwać wieki. Gdy ktoś jest pod śniegiem, liczy się każda sekunda. Po kilku minutach jeden z sondujących dał sygnał, że coś znalazł. Nie czekając dłużej, zebraliśmy się do kopania. Wykopanie jednego 1m3 nie jest takie proste, a często osoby pod lawiną leża nawet na większej głębokości. Żeby wyciągnąć taka osobę, nie wystarczy wykopać tylko wąskiego dołka. Trzeba wykopać trójkąt, który będzie stanowił lej, dzięki któremu uda się wyciągnąć poszkodowanego. Co z 1m pod śniegiem robi około 4m3 śniegu, co w zależności od masy śniegu może ważyć nawet kilka ton. Po odkopaniu małego plecaka ratownicy pokazali nam, w jaki sposób pracę tę ułatwia detektor lawinowy, którego wypożyczenie kosztuje kilka złotych na dzień. Pozwala namierzyć poszkodowanego z dokładnością do kilkudziesięciu centymetrów. To szkolenie, choć krótkie pokazało mi, jak groźna jest lawina. Stąd pokora, którą należy zawsze mieć do gór. Im więcej szlaków zwiedzimy, im więcej czasu spędzimy w górach, tym większa ona powinna być.
Kolejnym szkoleniem, na którym byłem, jest szkolenie medyczne. Mimo doświadczenia na ten temat, zawsze staram się trenować i przypomnieć podstawowe rzeczy. Wiedza bez treningu często zaczyna być bezużyteczna, szczególnie jeśli chodzi o pierwszą pomoc, gdzie trzeba działać odruchowo. Szkolenie zaczęło się od pokazania podstawowych urazów, jak je opatrzyć, wykorzystując rzeczy, które mamy ze sobą. Zawsze można improwizować i do usztywnienia złamanej kończyny użyć kijka trekkingowego lub narty. Po teorii przystąpiliśmy do nauki Resuscytacji Krążeniowo Oddechowej zwanej RKO. Zawsze, gdy jest możliwość treningu tej czynności na fantomie, sprawdzam swoje umiejętności. Dodatkowo instruktorzy posiadali AED, które znacznie ułatwia prowadzenie czynności przywracających krążenie. Po teorii i podstawowej praktyce czekał na nas pozorowany wypadek, gdzie mogliśmy sprawdzić swoje umiejętności na placu boju po okiem instruktorów. Działanie w warunkach zimowych jest znacznie trudniejsze i wymaga dużo więcej wysiłku, niż by się mogło wydawać.
Moim ostatnim blokiem zajęciowym było szkolenie sprzętowe. Na początku byłam sceptycznie do nich nastawiony, jednak wiedza Krzyśka przygniotła mnie do ziemi. Wszystko zostało przekazane w prostej i zrozumiałej formie. Szkolenie rozpoczęło się od zabawy w rakietach śnieżnych, przedstawienie różnych rodzajów i technik poruszania w nich. Później udaliśmy się do namiotu, gdzie Krzysiek opisał nam różne rodzaje ubrań, wyjaśnił wszystkie oznaczenia i z czym należy się liczyć, stosując rożne połączenia. Dzięki temu wiem, że na wyjazdy nie muszę zabierać 5 koszulek, wystarczy jedna wełniana. Pokazał, różne rodzaje kuchenek, i wielu innych gadżetów przydatnych w podróży (Powerbanki, latarki, panele solarne, itd). Najważniejsza dla mnie okazała się część o regulacji plecaka. Całe życie, żyłem w błędzie, nie wiedząc jak dobrze dostosować system nośny. Myślałem, że robię to dobrze. Jednak po prezentacji, poprawiłem dwie klamry i od tej pory moje plecy to mocno odczuły. A to tylko dwa głupie paski.
P jak przygoda. Cały ten wyjazd był jedną wielką przygodą, którą przeżyłem dzięki WGL. Spałem zimą w hamaku, uczyłem się jak ratować poszkodowanych zakopanych pod lawiną. Poznałem ludzi, z którymi prowadziłem rozmowy do rana i słuchałem prelekcji znanych podróżników. Mój największy mały sukces to zjazd w hamaku, który wygrał wszystko. Od głupiego pomysłu po wspomnienia na lata.
I ostatnie P jak przestroga. Myśl, która pojawiła się dopiero po powrocie, gdy opadły emocje. Zdałem sobie sprawę jak wielu rzeczy nie doceniałem. Wintercamp pokazał mi jak mały jestem, i jak słaby w stosunku do gór. Pokazał mi co może mnie czekać, a czego nie byłem nawet świadomy. Wszystko co może nas spotkać zaczyna się na długo przed tym jak wyruszymy. Wszystko jest kwestią dobrego przygotowania. Większość wypadków zdarzą się przez złe przygotowanie i zaplanowanie wyprawy. Więc następnym razem nim wyruszysz zimą zadaj sobie te pytania.
Jaki jest aktualny i prognozowany stopień zagrożenia lawinowego?
Jakie jest maksymalne nachylenie stoku?
Jaka jest wystawa względem kierunków geograficznych?
Jaka jest aktualnie pogoda i jaka jest prognoza pogody?
Czy masz przygotowany odpowiedni sprzęt?
Jak liczna jest grupa i jakie jest doświadczenie górskie oraz umiejętności jej poszczególnych uczestników?
Zdjęcia: Wintercamp
Redaktor: Szymon GałdynNa co dzień walczy ujarzmiając nowe technologie. Jednak każdą wolną chwilę stara spędzać się aktywnie, gdzie testuje nowe zdobycze technologii. Często wyrusza w góry, aby odpocząć i spojrzeć na wszystko z nowej perspektywy. Skarbnica pomysłów i wodospad energii, które stara się realizować przy każdej możliwe okazji. Im coś jest bardziej absurdalne, tym chętniej to realizuje. |